
Studencka majówka żeglarska na Mazurach 2017 – Wyspy Przygód
Padał deszcz kiedy przyjeżdżaliśmy do Giżycka w piątek po południu. Jeszcze z pociągu jadącego nad jeziorem Niegocin widać było jak wysoki jest stan wody w jeziorach – komunikaty o przekroczeniu najwyższego dopuszczalnego stanu wody dosłownie zalały internet przed majówką.
Nie spodziewaliśmy się tłumów.
Port AZS Wilkasy i nowa firma czarterująca przywitały nas bardzo przyjaźnie – nasze nowe jachty spisały się w majówkę bardzo dobrze. Natomiast nasza baza w Wilkasach posiada mnóstwo zalet.
Nie sądziliśmy, że wysoki poziom wody w jeziorach mógłby nam w czymkolwiek przeszkodzić, jednak na wszelki wypadek złożyliśmy maszty i zmierzyliśmy wysokość bram masztu.
Po przepłynięciu do Giżycka wysłaliśmy naszych najlepszych inżynierów – aby dokonali pomiaru wysokości przęsła mostu kolejowego – najniższego na szlaku, którym mieliśmy podążać następnego dnia.
Spis treści
Powrót do portu w Wilkasach
Po tej żeglarskiej rozgrzewce wróciliśmy do naszego portu w Wilkasach. Sobotę – pierwszy z pięciu dni studenckiej majówki „Wyspy Przygód” – zakończyliśmy w gorącej saunie.
W niedzielę rano ponownie ruszyliśmy na północ – pod mostami zmieściliśmy się bez problemu. Ruch był tak duży, że większy kłopot stanowił korek na kanale – ostatni z naszych czterech jachtów przepłynął w ostatniej chwili – dosłownie tuż przed czerwonym światłem.
Pierwsza w sezonie podróż przez jeziora Kisajno i Dargin do Sztynortu szła znakomicie. Ku naszemu zaskoczeniu, w porcie było mnóstwo wolnych miejsc i wszyscy mogliśmy zacumować obok siebie. Popołudnie spędziliśmy na zasłużonym wypoczynku, dobrej jachtowej kuchni oraz zwiedzaniu okolicy portu.
Niestety awaria prądu w porcie pozbawiła nas elektrycznego ogrzewania i byliśmy zmuszeni szukać innych źródeł ciepła. Rozgrzewaliśmy się między innymi nocnymi wyprawami po Sztynorcie.
Poniedziałek – trzeci dzień majówki – przywitał nas piękną pogodą!
Grobowiec Lehndorffów
Ruszyliśmy na wyprawę do ruin mauzoleum – grobowca Lehndorffów – leżącego po przeciwnej stronie jeziorka Sztynorckiego. Tym razem wysoki stan wody okazał się pomocny – bez problemu zacumowaliśmy jachty do dzikiego brzegu.
Przez następne dwie godziny dokonaliśmy wielu bohaterskich czynów: przedarliśmy się przez dziki las, pokonaliśmy zalane wodą odcinki drogi, zwiedziliśmy tajemniczy grobowiec i zebraliśmy mnóstwo drewna na wieczorne ognisko.
Żeglujemy w kierunku wyspy Gilmy
Dalsza żegluga w kierunku Wyspy Gilmy była jednym z najprzyjemniejszych odcinków podczas całego rejsu – w pełnym baksztagu przemknęliśmy obok Wyspy Kormoranów i skryliśmy się za Gilmą. Tutaj wiatr niemal zupełnie ucichł.
Opłynęliśmy wyspę na żaglach pięknym przesmykiem pomiędzy lądem a wyspą. Nie mieliśmy innego wyboru – całe jezioro Dobskie objęte jest rezerwatem z zakazem ruchu na silniku. Przesmyk pomiędzy wyspą a brzegiem wynosi ok. 20 m i jest wystarczająco głęboki (ok. 3,0 m) by swobodnie można było go pokonać na żaglach.
Wszystkie Wyspy na jeziorze Dobskim stanowią rezerwat przyrody i można je podziwiać wyłącznie z daleka. Na szczęście jest na Dobskim jedno miejsce gdzie można się wygodnie zatrzymać i zejść na ląd.
Zatoka Kąt Rajcocha
Ruszyliśmy w kierunku zatoki Kąt Rajcocha – jedyne półdzikie miejsce na jeziorze Dobskim, do którego można skierować grupę jachtów.
Przy brzegu na pobliskim Dziewiszewskim Rogu znajdzie się miejsce dla kilku jachtów, lecz duże grupy i obozy żeglarskie powinny kierować się od razu do zatoki Kąt Rajcocha – tutaj znajdą odpowiednie zaplecze potrzebne grupie, takie jak sanitariaty, prysznice i wyznaczone miejsce na ognisko. Przybicie do tego oddalonego od cywilizacji brzegu nie było łatwe. Najbardziej uciążliwa była płycizna przy brzegu.
Tu ukazał się żeglarski kunszt naszych sterników: dokładne przygotowanie jachtu, sprawne kierowanie załogą, wyczucie wiatru i pełna koncentracja. Mimo niesprzyjających warunków cztery nasze jachty zacumowały co do centymetra tam gdzie chcieliśmy – załogi mogły bez przeszkód schodzić na ląd.
Kąt Rajcocha – główny cel naszej wyprawy – dostarczył nam licznych przygód. Jedną z nich było ognisko dające dużo ciepła oraz światło pochodni.
Mazurskie szanty
Nie zabrakło szant w niepowtarzalnym wydaniu naszych sterników oraz pieczonych na ognisku specjałów – te ostatnie to tajemnica, kto próbował ten wie o czym mówię.

Odejście od płytkiego brzegu przy dopychającym wietrze było o wiele trudniejsze niż przybicie do niej. Wyspa chyba nas polubiła i nie chciała zbyt szybko wypuścić – jedna z kotwic zahaczyła się o leżące na dnie stare drzewa. Po kilku minutach manewrów udało się ją odczepić i ruszyliśmy do Giżycka. Wiało solidne 4 w skali Beauforta.
Po przepłynięciu kanału w Giżycku (znów tłum jachtów!) zacumowaliśmy na obiad w EkoMarinie. Pod wieczór już prawie nie wiało i spokojnie dotarliśmy do Wilkas podziwiając zachód słońca. Dobiegł końca kolejny dzień z życia żeglarza.
Rejsy i obozy żeglarskie
Wyprawa mocno zaostrzyła żeglarski apetyt na nadchodzący sezon – pojawiło się wiele pytań o rejsy i obozy żeglarskie na Mazurach, w Chorwacji i na Bałtyku.
Bardzo dziękujemy wszystkim Uczestnikom ze wspólną wyprawę!
Dla żądnych dalszych przygód mamy propozycję: Ekspedycja Śniardwy – zanim jednak się zdecydujesz, dobrze się zastanów – to będzie naprawdę solidna żeglarska wyprawa!
