Na hiszpańskim galeonie…
Czterysta lat temu Hiszpanie używali galeonów do transportu bogactw z Ameryki Południowej do Europy oraz do wielu morskich bitew. Okręty te miały zwykle trzy maszty, rzadziej cztery, trójkątne żagle łacińskie na dziobie i bezanmaszcie na rufie oraz żagle rejowe na grotmaszcie. Statki te były pięknie zdobione i szlachetnie nazywane, jednak ta oprawa jedynie łagodziła ich prawdziwe oblicze: dźwigające od kilku do ponad stu dział galeony były najgroźniejszymi okrętami swoich czasów.
Długość kadłuba takiego statku wynosiła od 35 do 55 metrów, a szerokość mieściła się w przedziale 7-14 metrów, co dawało im ogromną ładowność. Nawet małe galeony mogły zabrać 100 ton ładunku, a największe podobno nawet 2000 ton.
Wielki hiszpański galeon handlowo-wojenny z XVI wieku służący do przewożenia skarbów. Zdobycie takiego statku było marzeniem każdego pirata.
Kto budował galeony?
Nie tylko Hiszpanie budowali statki tego rodzaju – galeony konstruowali także Portugalczycy, Anglicy, Szwedzi, a także Holendrzy i… Japończycy!
„San Juan Bautista” został zbudowany na wzór europejskiego statku w 1613 roku. Nazywano go też „Date Maru” – jak potocznie nazywano okręt – pływał po Pacyfiku tylko pięć lat. Pełnił funkcje dyplomatyczne i nie uczestniczył w żadnych walkach. W 1618 roku japoński galeon dopłyną do Filipin, gdzie został sprzedany Hiszpanom.
Polskie galeony
W Polsce również budowano galeony. Król Zygmunt August rozpoczął budowę okrętu, który miał stanowić początek polskiej floty wojennej. Niewiele wiadomo o jego dokładnych wymiarach i wyposażeniu.
Oficjalna nazywa również nie jest znana, ale mówiono o nim „Smok”, ponieważ okręt ten miał na dziobie galion w formie głowy smoka. Niestety prac nad polskim galeonem nigdy nie ukończono – prawdopodobnie niedokończony galeon został zniszczony w 1577 roku w czasie ataku gdańszczan na Elbląg. Inna wersja mówi natomiast, że przed atakiem został wycofany w górę rzeki i po prostu rozebrany.
W bitwie pod Oliwą (28 listopada 1627) wzięło udział kilka polskich galeonów, m. in. „Rycerz Święty Jerzy”, „Król Dawid”, a także „Wodnik” i „Latający Jeleń”. Wprawdzie nie były to największe galeony (17 do 31 dział), ale przyniosły polskiej flocie zwycięstwo nad eskadrą okrętów szwedzkich.
Niepokonany „Miotacz Ognia”?
Jednym z najsłynniejszych galeonów był hiszpański „Nuestra Señora de la Concepción”, co oznacza „Matka Boża Niepokalanego Poczęcia”. Pod taką szczególnie bogobojną nazwą 120-tonowy hiszpański galeon przewoził złoto i srebro z kopalni, w których pracowali niewolnicy…
Okręt pływał na szlaku handlowym pomiędzy Peru a Panamą. Tam, poprzez Przesmyk Panamki skarby były transportowane przez dżunglę na wschodnie wybrzeże kontynentu skąd transportowano je do Europy – o ile oczywiście nie zostały po drodze zrabowane przez piratów!
Statek ten Hiszpanie nazywali „Cacafuego”, co oznacza dosłownie „Miotacz Ognia” – ze względu na jego ogromne statek był uważany za niemożliwy do zdobycia… Jednak w rejonie po którym żeglował – wschodnie wybrzeże Ameryki Południowej – nie spotykano piratów.
Hiszpanie byli przekonani, że mają monopol na żeglugę na Pacyfiku. Dotąd żadne z Europejskich mocarstw nie dotarło tak daleko. Gdy 3 marca 1579 roku po południu, Hiszpanie zobaczyli zbliżający się podniszczony trójmasztowiec, nie mieli pojęcia, że „Golden Hind” („Złota Łania”) to statek piracki Francis’a Drake’a.
Hiszpański statek został przywitany trzema strzałami z dział i taką ilością strzał z rusznic, że jego dowódca zmuszony był do opuszczenia żagli. Niestrzeżony i nieprzygotowany do obrony „Nuestra Senora de la Concepcjion” nie miał najmniejszych szans – całoroczny urobek południowoamerykańskich kopalni złota, srebra i szlachetnych kamieni dostał się w ręce Anglików.
Sam przeładunek skarbów na „Złotą Łanię” zajął ludziom Drake’a cztery dni. Nawet całkiem szybko, zważywszy, że było to 80 funtów złota, 26 ton srebra w sztabach, 13 skrzyń srebrnych monet oraz skrzynie pereł i szlachetnych kamieni…
W ten sposób „Nuestra Senora de la Concepcjion” zdobył miejsce w historii morskiej nie tyle ze względu na swój barwny pseudonim „Miotacz Ognia”, ale raczej ze względu na fakty, że nie był w stanie obronić się przed odwagą i zuchwałością Sir Francis’a Drake’a.
Na uwagę zasługuje też to co stało się pokonaną załogą – Drake zaprosił oficerów na uroczysty posiłek z okazji swojego zwycięstwa, wręczył każdemu – stosownie do rangi – odpowiednią darowiznę, a także list gwarantujący bezpieczny powrót do kraju… Cóż, Drake był po prostu piratem-gentlemanem!